środa, 6 stycznia 2010

ROLA RODZICÓW / RODZICA CZY OPIEKUNA WSPIERAJĄCEGO ROZWÓJ OSOBISTY I EDUKACYJNY DZIECI I MŁODZIEŻY

Na przykładzie Marioli K. z pod Warszawy.
Ocena własna (z peryspektywy czasu) - etap wieku przedszkolnego i szkolnego.

Rozpoczynając analizę od okresu przedszkolnego myślę, że warto uwzględnić model rodziny kultywowany przez moich rodziców. Główny prym w mojej rodzinie wiodła matka. To ona utożsamiała mi się zawsze z osobą dynamiczną, zaradną, uczuciową i prowadzącą dom, pomimo, że również była czynna zawodowo. Ojciec do dzisiaj jest osobą wrażliwą, podporządkowującą się i przystającą do wytyczonych zadań i planów mojej mamy. Z tego, co obserwuję nadal, jest to na zasadzie uzupełniania się, a nie wiecznej dominacji. Z racji możliwości, jakie lata 70 niosły za sobą nie mogę powiedzieć, że odczuwałam jakiekolwiek braki spowodowane niewystarczającymi zasobami finansowymi moich rodziców. Nie mniej jednak, aby na to wszystko wystarczało moi rodzice zamiennie wykorzystywali każde możliwości nadarzające się do zarobienia dodatkowych pieniędzy. Możliwości ich były na tyle ograniczone, że do dnia dzisiejszego pamiętam, jak uparłam się na piękną lalkę w stylu łowickim i nigdy jej nie dostałam. A mimo to, wiedziałam, że gdyby była taka możliwość na pewno kupiliby mi ją. Pierwsze rozczarowania pojawiły się w drugiej grupie przedszkolnej - nigdy nie należałam do przebojowych osób, a tylko takie miały możliwość grać pierwsze skrzypce w organizowanych teatrzykach i innych wystąpieniach. Dodatkowo nieśmiałość, jaka mnie zżerała nie pozwalała na żadne publiczne wystąpienia. Ten okres pamiętam bardzo mgliście, nie wiedząc tak naprawdę, co czeka mnie w przyszłości.

A przyszłość okazała się trudna. W pierwszej klasie podstawowej nie byłam uzdolnionym młodym człowiekiem, który w jakimkolwiek z przedmiotów wykazywałby się nadmiernie. Dodatkowo nie byłam zainteresowana nauką, a do szkoły przynosiłam lalki bawiąc się nimi w przerwie pomiędzy lekcjami. Jedyną oceną bardzo dobrą, jaką miałam w pierwszej klasie to ocena z zachowania. Wychowawczyni we współpracy z rodzicami skierowali mnie w połowie pierwszej klasy do poradni pedagogiczo-psychologicznej celem weryfikacji stopnia rozwoju umysłowego oraz określenia czy powinnam kontynuować naukę. Wychowawczyni zasugerowała ze względu na moją infantylność, może dobrze byłoby, abym poczekała rok i zaczęła z opóźnieniem. Teraz już wiem, że brak umiejętności oceny ze strony wychowawczyni, pedagoga szkolnego mógł kosztować mnie rok opóźnienia. Dodatkowo postrzeganie osób gorzej przystosowujących się do nowej rzeczywistości i otoczenia mocno dyskwalifikuje dzieci już na starcie. Za sprawą mojej mamy, która w sposób nadzwyczajny interesowała się moją kondycją zdrowotną (w wieku 3 lat zdiagnozowano u mnie zeza, a w wieku 7 lat miałam operację, a następnie pojawienie się wady zgryzu - wyleczona), fizyczną i psychiczną jak i edukacją, kontynuowałam naukę w pierwszej klasie z miernymi wynikami. Z wizyty w poradni pedagogiczno-psychologicznej pamiętam tylko jeden werdykt: „dziecko jest infantylne, a rozwój umysłowy jest prawidłowy”. Do tej pory nie wiem, czemu to miało służyć, może ułatwiłoby wychowawczyni w prowadzeniu grupy rówieśników na tym samym poziomie i zaszufladkowanie mnie do grupy niżej? - dzisiaj już się nad tym tak nie zastanawiam. Znajomości, jakie zadzierzgnęłam w klasie I-III były bardzo szczątkowe. Moją ścisłą grupą były tylko dwie osoby: Adam i Adrianna, (z którą notabene do dzisiaj utrzymuję kontakt).
W czwartej klasie przeniosłam się do nowowybudowanej szkoły, która składała się po części z uczniów tej samej klasy, co i ja oraz po części z młodzieży z innych osiedli. Zmiana ta była podyktowana rozdzieleniem zbyt dużej liczby uczniów, którzy stłoczeni byli w jednej szkole. Zmiana ta okazała się dla mnie bardzo dobra, gdyż z przeciętnej uczennicy stałam się całkiem zdolną osobą, która rozwijała swoje umiejętności w zakresie matematyki, języka polskiego i języka angielskiego. Już nikt i nigdy więcej nie powiedział mi, że jestem dziecinna i powinnam zostać cofnięta do klasy niżej. Ta zmiana również i u mnie zmieniła postawę. Już nieśmiałość nie była tak dotkliwa, a i krąg znajomych się poszerzał. Jedyny element, jaki zauważyłam wśród swojego nowego towarzystwa to tzw. „zniknięcia kurtek, czapek itp.” - wtedy jeszcze nie do końca utożsamiałam to z kradzieżami. W mojej klasie nie było nikogo, kto ten proceder uprawiał, ale łatwo mogłabym wskazać (w tamtym okresie), kto tym się zajmował. Z racji okolicy, w jakiej zamieszkiwałam, sama miałam wśród grona znajomych osoby, które rozpoczynały od kradzieży czapek, a w wieku 14-16 lat na kradzieży samochodowych odbiorników radiowych. Moja mama wyznaczając mnie i mojej siostrze ścisłe granice czasowe, nigdy nie pozwalała na nocne spacery po podwórku, nawet w okresie letnim. Nie miałam organizowanych zajęć dodatkowych, ale też nie czułam się gorzej od swojej grupy rówieśniczej.

Wybór szkoły średniej nie był moim wyborem. Sama nie wiedziałam, czym chcę się zajmować w przyszłości. Wybór był tym bardziej trudny, gdyż z tzw. wycieczek po zakładach pracy pamiętam tylko dwie, które nie zrobiły na mnie żadnego wrażenia. Były to: zakłady montażu tele-odbiorników oraz telewizja polska. Moja mama wykazała znowu czujność twierdząc, że warto wybrać się do poradni i tam zasięgnąć opinii. Opinia ta nie wniosła wiele do mojego życia. Nie posiadając zainteresowań w kierunku określonego zawodu zostałam skierowana do liceum ogólnokształcącego o profilu ogólnym, gdzie po zdaniu egzaminów z języka polskiego i matematyki zostałam przyjęta. Zostałam wrzucona na głęboką wodę, gdzie po okresie dobrych wyników w klasach IV-VIII szkoły podstawowej na nowo przeszłam na oceny mierne (wprowadzone do systemu ocen w roku 1989) i dostateczne. Pierwszy rok w szkole średniej może nie był takim obrazem jak w szkole podstawowej, ale musiałam na nowo zbudować sobie sieć kontaktów, wypracować je. Okazało się, że nie sprawiało mi to w ogóle żadnych problemów. Znajomości te mimo czasu upływającego nadal kontynuuje, ale nie są one dla mnie siłą napędową. Równolegle utrzymywałam kontakty z grupami rówieśniczymi z osiedla. Towarzystwo to było mało ambitne, obracając się w kręgu tzw. „szarej strefy”, mieli problem z alkoholem i zaczynali brać narkotyki. Wyniesione zasady z domu i przestrogi nie pozwalały mi na korzystanie z używek, ale też nie ciekawiły mnie. Mimo to przebywałam w ich otoczeniu i sama nauczyłam się palić papierosy. Aż do ukończenia matury nie byłam przekonana, że chcę iść na studia. Również i po tym czasie nie miałam sprecyzowanych oczekiwań.

Wiedziałam, że coś trzeba robić dalej w życiu, ale egzaminów na studia nie podjęłam, bo nawet nie interesowałam się nimi. Biorąc pod uwagę grupę moich najbliższych znajomych i tak byłam w porównaniu z nimi najlepsza. Zdecydowałam się jedynie na zdawanie do Studium Stenotypii i Stenografii na ul. Ogrodowej. Jedyny egzamin, jaki był z języka angielskiego zdałam z wynikiem 49 na 70 punktów, co nie było wystarczające do zakwalifikowania się. Wiedząc, że moich rodziców nie stać na finansowanie studiów prywatnych zdecydowałam się na podjęcie pierwszej pracy.

komentarz własny
Wracając do początku tej analizy stwierdzam zdecydowanie, że Mariola K nie odczuwała wewnętrznej potrzeby zdefiniowania swoich potrzeb i celów dobierając szkołę średnią lub nawet startując do Szkoły Stenotypii i Stenografii. Była niesiona przez bliskich, którzy starali się ją wspierać, ale niestety bez własnego udziału. Niesiona kolejnymi decyzjami podjęcia pracy dostała informację od koleżanki, że są wolne miejsca pracy w sklepie jubilerskim na stanowisku sprzedawca biżuterii. Uznała (bardzo szybko bez dodatkowej analizy), że praca ta byłaby odpowiednia dla niej i niewiele myśląc zdecydowała się pójść i odbyć rozmowę kwalifikacyjną. Idąc tam nie miała świadomości jak będzie przebiegać taka rozmowa, jak należy się do niej przygotować, ani też nie zastanawiałam się jak dopasować strój do tego spotkania. Młodzieńczy zapał – 19 lat – i iskra w oku pomogły otrzymać pracę.
Powyższa historia opisuje różnorakie zagadnienia, nieprzemijające i warte rozwagi:
  1. konieczność wspracia rodziców / opiekunów przy pierwszych próbach podejmowania przez ich dzieci życiowych decyzji;
  2. umiejętne korzystanie ze wskazówek wychowawców, pedagogów szkolnych, jak również poradni pedagogiczno-psychologicznych;
  3. zachęcanie dzieci do podejmowania prób i wysiłków poszukiwania najlepszych dróg / rozwiązań dla siebie pełniąc funkcję wspierającą,
  4. konieczność (z uwagi na dzisiejsze realia rynku pracy) uczenia dzieci postawy przedsiebiorczej.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz